monday wisdom


Sławomir Mrożek

 fragment felietonu
„Dziadek Ignacy”

Na Saint-Germain des Pres spotykam przebierańców. I nie tylko tam, spotykam ich właściwie wszędzie. Oto asystent Sorbony przebrany za trapera, tam bogacz w stroju żebraka (bardzo kosztownym jednak), ówdzie chudzina w okularkach, lecz jako Czapajew, dama przebrana za Cygankę i oksfordczyk jako Chińczyk. Poczciwy pryszczaty z Iowa (USA) jako dziecko Kryszny, intelektualista wystylizowany na brutala, blondynka na Afro, skurwysyn na Chrystusa, dyrektor banku na artystę, artysta na mopsa, mops na klopsa. Starzec przebrany za młodzieńca, młodzieniec za Tołstoja, kobiety za mężczyzn, mężczyźni za kobiety, hermafrodyci za neandertalczyków, neandertalczycy za transcendentalczyków. Mój dziadek przebierał się tylko raz do roku, w okresie Bożego Narodzenia, kiedy chodził z księdzem po kolędzie. Wkładał wówczas komeżkę. (Lubił się wtedy napić, kiedy po kolędzie go częstowano). A wszyscy i tak wiedzieli, że to Ignac. 
     Powyżej wspomniałem tylko przebrania kostiumowe. A co powiedzieć o przebraniach psychicznych? Identyczność, „moje prawdziwe Ja”... Świat stał się bieganiną, każdy biega z miejsca na miejsce i pyta drugiego: 
„Nie było tu mojego „Ja”? Szukam go wszędzie”. „Nie, ale może pan widział moje tam, skąd pan przybywa”. Tu tamtego nie było, tego tam nie ma, Więc znowu pędzą, a wszyscy zdyszani. Już nawet ćwierćinteligent wie, że musi szukać swojego „Ja”, zamiast się czegoś porządnie nauczyć. Szukanie swojego „Ja” to zajęcie, które usprawiedliwia każde głupstwo, a nawet zbrodnię, nie mówiąc o zwyczajnej nieodpowiedzialności. A ponadto nadaje wyraz głębokiej troski intelektualnej imbecylom i zalotnisiom.